niedziela, 30 czerwca 2013

63




   Patrzyliśmy za oddalającym się Louisem z Kate na ramieniu i żegnaliśmy ich dwuznacznymi komentarzami i gwizdami. „Kto żegnał, ten żegnał...” poprawiłem się, spoglądając na Nialla i Harry’ego, którzy przechodzili samych siebie. „Zaraz nas wywalą za ten hałas...” Objąłem ramieniem moją dziewczynę i przyciągnąłem do siebie, upajając się jej bliskością.
   - To jak? Imprezka? – Horan spojrzał na nas wyczekująco, szczerząc się jakby był naćpany.
   - My podziękujemy – odezwałem się pierwszy. – Muszę się nacieszyć moją panią, skoro łaskawie postanowiła spędzić wieczór ze mną, a nie z Kate...
   - No weź... – jęknął blondyn.
   - Ktoś tu jest zazdrosny... – roześmiała się Danielle. Poczułem, że objęła mnie ramieniem w pasie i wsunęła dłoń pod moją koszulę. Przyjemny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie i od razu pociągnąłem ją w stronę mojej sypialni.
   - Do rana, chłopaki – rzuciłem przez ramię.
   - Ja też odpadam... – usłyszałem jeszcze głos Harry’ego. – Umówiłem się z Alex na Skypie...
   - Normalnie nie wierzę! – oburzył się Horan. – Banda sztywniaków się z was zrobiła...
   - To fakt – parsknął Harry. – Założę się, że w tym momencie przynajmniej dwaj są całkiem sztywni... – poczułem gorąco na policzkach, ale całe szczęście dalsza wypowiedź zniknęła wraz z zatrzaśniętymi drzwiami. „Skąd wiedział, skubany?
   - Myślę, że powinieneś zamówić budzenie dla Louisa, kochanie – Danielle podeszła do walizki i zaczęła czegoś w niej szukać. – Jeżeli Kate odważy się założyć to, co jej kupiłam, to jestem pewna, że jutro nie wstaną na czas – zachichotała. – Boże, jestem taka zła... – teraz śmiała się już na całego. – Biedny Lou...
   - Mnie tam bardziej interesuje, czy kupiłaś przy okazji coś dla siebie... – podszedłem i objąłem ją w pasie, przytulając się do jej pleców.
   - Chciałbyś...
   - Bardzo – przyznałem, muskając ustami jej kark. – W końcu to był salon bielizny erotycznej... – zaakcentowałem ostatnie słowo, próbując naśladować wcześniejszą .wypowiedź Stylesa. „Dość nieudolnie...
   - Uwierzyłeś Harry’emu? – zaśmiała się, odwracając do mnie przodem. – To był jego sposób, by wywabić Louisa z tej garderoby...
   - Nie będzie bielizny? – ułożyłem usta w podkówkę i byłem co najmniej rozczarowany.
   - Hmmm... – musnęła moje wargi swoimi. – Może coś się znajdzie – wsunęła mi dłonie do kieszeni na tyłku. – Ja też się stęskniłam... – szepnęła mi do ucha i ponownie zbliżyła swoje wargi. Lepszego zaproszenia nie potrzebowałem. Wpiłem się zachłannie w jej usta i pociągnąłem w stronę łóżka. – To co z tą bielizną? – zapytała, gdy opadłem z nią na pościel.
   - Później... – rzuciłem, zbyt zajęty rozpinaniem jej bluzki, która chyba nie mogła mieć mniejszych tych guziczków. „Normalnie wymysł szatana...” jęknąłem walcząc z nimi.
   - Specjalnie dla ciebie kupiłam... – kusiła mnie tym swoim seksownym głosem.
   - Później... – męczyłem się z opornym jedwabiem.
   - Ale...
   - Później – przerwałem jej, bo prawdę mówiąc chciałem ją jak najszybciej rozebrać, a nie czekać, aż się przebierze w coś, co i tak momentalnie z niej zerwę.
   - Chciałam tylko powiedzieć, że ta bluzka ma z boku zamek... – zachichotała, dobierając mi się do spodni.
   - Co? – „To ja się męczę z tymi guziczkami, a ona...” schowałem twarz miedzy jej piersiami i „na ślepo” odnalazłem suwak.
   - Tak tylko mówię – zaśmiała się, ściskając moje pośladki. – Wyglądałeś jakby ci się spieszyło, a te guziki zniechęciłyby każdego...
   - Boże... – westchnąłem zrywając z niej bluzkę i odnajdując jej wypełnione pożądaniem spojrzenie. – Jak ja za tym tęskniłem...
   - No i wydało się – jęknęła, popisując się swoją grą aktorską. – Jesteś taki sam jak wszyscy. Chodzi ci tylko o moje ciało...
   - Nie będę się spierał... – oderwałem na chwilę ręce od jej gładkiej skóry i pozwoliłem zdjąć swoją koszulkę. – Kusiłaś mnie przez cały koncert – mruknąłem, błądząc ustami po jej ciele. – Tylko dzięki Louisowi i Kate nikt nie zwrócił na mnie uwagi...
   - No to powinieneś być wdzięczny... – zaśmiała się, unosząc biodra do góry i pozwalając ściągnąć z siebie spodnie. – To wszystko moja zasługa...
   - Liczysz na medal? – powiedziałem między jednym a drugim oddechem, wpatrując się zachłannie w jej ciało, odziane tylko w skąpą koronkę.
   - Może nie na medal... – wyszeptała, otaczając mnie nogami w biodrach i przyciągając do siebie. – Ale na coś z pewnością liczę... – przyssała się do swojego ulubionego miejsca na moim obojczyku, by po chwili oderwać się od niego z głośnym cmoknięciem. Pociemniałymi z pożądania oczami wpatrywała się w zrobioną przed chwilą malinkę. – Kocham cię...
   - Ja ciebie też... – musnąłem jej wargi, po czym postanowiłem wycałować każdy centymetr jej skóry. „Przed nami długa noc...” postanowiłem się nie spieszyć i nacieszyć się moją dziewczyną ile się da. „A przynajmniej tyle, ile wytrzymam...” poprawiłem się, uśmiechając pod nosem.


   Cisza. Praktycznie leżałem, rozwalony w fotelu i wpatrywałem się w śpiącą dziewczynę. Kolejny raz się zastanawiałem, co ja najlepszego tutaj robię... Powinienem spać, a nie przesiadywać w szpitalu. A już na pewno nie o tej porze. Ilość aparatury zdecydowanie się zmniejszyła, a co za tym idzie, lekarz miał rację. Wszystko będzie dobrze. W końcu... Śledziłem wzrokiem równomierne unoszenie się i opadanie klatki piersiowej. „Dziwnie uspakajające...” Zaciskałem zęby ze złości, widząc jej poranioną twarz. „Gdybym tylko dorwał tego gnoja...
   - Harry? – jej zaspany głos wyrwał mnie z zamyślenia. – Co ty tutaj robisz? Która godzina?
   - Jeszcze wcześnie... – pochyliłem się w jej stronę. – Albo późno... Zależy jak na to spojrzeć...
   - Czy wy nie mieliście z samego rana jechać do Birmingham? – skrzywiła się, próbując ułożyć się wygodniej. Zerwałem się, by poprawić jej poduszkę. – Mogłabym się do tego przyzwyczaić... – wymruczała, uśmiechając się. Najwyraźniej wciąż jeszcze nie do końca się obudziła.
   - Do mojej obecności z rana? – zapytałem, z góry wiedząc, co odpowie.
   - Nie... – parsknęła. – Do ciebie w roli mojej osobistej pokojówki...
   - Chciałabyś... – opadłem z powrotem na fotel. – Jak już, to lokaja – poprawiłem ją.
   - Nieee... – puściła mi oczko. – W króciutkim stroju pokojówki mogłabym podziwiać twoje zgrabne nogi...
   - Jeżeli tak bardzo chcesz je podziwiać, to mogę zdjąć spodnie – zaśmiałem się, widząc jej zaskoczoną twarz. Po chwili uśmiechnęła się promiennie.
   - Przez chwilę nawet się nabrałam – z całej siły próbowała się nie śmiać. – Pielęgniarki byłyby z pewnością zachwycone takim pokazem...
   - Nie wierzysz? – sięgnąłem do paska, coraz lepiej bawiąc się tą sytuacją.
   - Dla mnie możesz paradować z gołym tyłkiem – powiedziała rozbawiona. – W moim stanie nic mnie nie rusza... No, chyba, że to Vin Diesel rozbierałby się przede mną, kręcąc seksownie bioderkami... Ach... Rozmarzyłam się...
   - Czy on nie jest dla ciebie trochę za stary?
   - Oj tam... Kilka lat w tą, czy w tamtą... – machnęła ręką, do której miała podłączoną kroplówkę. „Czy ona może nią tak wywijać?” Chwyciłem jej dłoń i położyłem z powrotem na pościeli.
   - Raczej kilkadziesiąt... – burknąłem pod nosem. Jakoś dziwnie mnie zabolało to jej gadanie. „Przecież nie jestem zazdrosny o jakiegoś starego capa...
   - Dla niego jestem gotowa przymknąć na to oko – westchnęła rozmarzona. „A mnie zaraz szlag trafi...” zazgrzytałem zębami.
   - Myślę, że powinienem podgadać z twoim lekarzem – odezwałem się po chwili. – Pieprzysz od rzeczy... Czym oni cię faszerują?
   - Zazdrosny? – puściła mi oczko. – Ty? – zdziwiła się. – Myślałam, że to niemożliwe, by ktoś z twoim wielkim ego...
   - Oj, zamknij się już... – podniosłem się z fotela i przysiadłem na skraju łóżka, podpierając się ręką z drugiej strony. Moja nowa pozycja podziałała lepiej niż słowa...
   - Nie za wygodnie ci? – zapytała cicho, patrząc mi w oczy.
   - Nie – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
   - Wciąż jestem wkurzona o tą twoją idiotyczną akcję... – mruknęła.
   - Zdaję sobie z tego sprawę – wzruszyłem ramionami. – Na moje szczęście, jesteś przywiązana do tego wyrka, więc nic nie możesz mi zrobić...
   - Bardzo śmieszne... – westchnęła poirytowana. – Wiedziałeś, że jej nie znoszę, a mimo to do niej pobiegłeś...
   - Przecież ja ci nie każę zmienić zdania i nagle zapałać miłością do niej – tłumaczyłem kolejny raz. – Ktoś musi mieć oko na tą twoją chatkę z piernika, a ona mieszka najbliżej...
   - Jest wścibska... – posłała mi złowrogie spojrzenie. – Pewnie właśnie przegląda moją bieliznę...
   - Na pewno nie – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. „Jak już, to była moja działka...” dodałem w myślach.
   - Mówię ci, że to stara dewotka... Na sto procent szuka w moich rzeczach potwierdzenia, że jestem antychrystem... – westchnęła.
   - O matko! – udałem przerażenie, strzelając się w czoło. – Zapomniałem schować twój wibrator! A jak go znajdzie? Uuu... – zawyłem rozbawiony. – Kupię ci nowy...
   - Ciebie naprawdę mama musiała zbyt wiele razy upuścić na głowę w dzieciństwie... – uśmiechnęła się.
   - Niewykluczone... – wzruszyłem ramionami. – Musiałabyś jej zapytać...
   - Nie omieszkam... – pokręciła głową z niedowierzaniem. – A dla twojej informacji, to nie mam wibratora.
   - Jasne...
   - Wibratory są na baterie, a ja wolę ręczna robótkę... – puściła mi oczko, a ja właśnie zakrztusiłem się własną śliną. I zanosiło się na to, że zaraz się tu uduszę. Poczułem łzy w oczach, gdy kaszel nie chciał mi przejść. „Boże, zaraz wypluję płuca...
   - Chcesz mnie zabić? – odetchnąłem głęboko, gdy w końcu udało mi się dojść do siebie.
   - Czy to podchwytliwe pytanie? – posłała mi rozbawione spojrzenie.
   - Bardzo śmieszne... – udałem obrażonego.
   - Trochę jest... – zawiesiłem wzrok na jej ustach. „Do trzech razy sztuka...” Poczułem przyjemne ciepło rozlewające się w moim ciele. – Styles?
   - Zamknij się – powiedziałem cicho, pochylając się nad nią. – Przez chwilę po prostu się zamknij...
   Musnąłem jej wargi tak delikatnie jak tylko potrafiłem. I jeszcze raz. I jeszcze. Gdy zaczynałem już się niecierpliwić, rozchyliła usta, zapraszając mnie do mocniejszego pocałunku... „Czegoś mi brakuje...” Niechętnie oderwałem się od niej i spojrzałem w lewo...
   - Już nie monitorują twojego serca?
   - Nie... – powiedziała cicho. Przeniosłem wzrok na jej błyszczące wargi. „Zielone światło!” ucieszyłem się
   - Nikt nie przybiegnie ci z odsieczą... – powoli szeroki uśmiech pojawiał się na mojej twarzy.
   - Nikt... – potwierdziła, a jej spojrzenie pociemniało.
   - To chyba mój szczęśliwy dzień... – mruknąłem pod nosem i wręcz rzuciłem się na jej usta. Gdy nasze języki się spotkały, miałem wrażenie, że para właśnie bucha mi z uszu. „Kurwa... Całować to ona umie...” Zatraciłem się w tym pocałunku i nawet oddychanie nie wydawało się istotną czynnością. Jęknęła mi w usta i ten dźwięk zdecydowanie nie miał nic wspólnego z przyjemnością. – Bardzo boli? Zawołać pielęgniarkę?
   - Nie... – jej urywany oddech świadczył o tym, że nie tylko mi się podobało... – Ale możesz... – wycie mojego telefonu przerwało jej w pół zdania. Spojrzałem na wyświetlacz. „Mam przejebane...” Gdy spojrzałem na zegarek, mogłem się założyć o wszystko, że moja twarz wyrażała czyste przerażenie...


   - Autokar już czeka... – Paul wszedł do sali jadalnej i momentalnie się zatrzymał. „Nie wyglądał na szczęśliwego...” zauważyłem odkrywczo. – Proszę, powiedzcie mi, że reszta po prostu czeka na zewnątrz...
   - Reszta czeka na zewnątrz... – powiedziałem szybko i równie szybko zwinąłem się z bólu, gdy Zayn kopnął mnie pod stołem.
   - Dlaczego? – jęknąłem.
   - Nie wkurzaj go bardziej... – mruknął pod nosem.
   - Gdzie reszta? – zapytał po chwili Paul. Wyglądał jakby wcześniej policzył do dziesięciu. „Może powinien spróbować do stu?
   - Jeszcze ich nie widzieliśmy – powiedziałem, masując bolący piszczel. – Przyszliśmy dosłownie minutę temu...
   - I żaden z was nie pomyślał, by sprawdzić, czy już powstawali? – spojrzał na nas z wyrzutem.
   - Byłem głodny... – broniłem się. – I w sumie nawet o tym nie pomyślałem... – przyznałem się bez bicia. – Ale przecież to zawsze Li wszystkich budził, nie ja... Myślałem, że oni już dawno są na dole...
   - Liam? – spojrzałem na menadżera, z całej siły ściskającego komórkę przy uchu. – Najmocniej przepraszam, że pana budzę... – „Czy tylko ja słyszę sarkazm w głosie mężczyzny?” Zerknąłem na Zayna. Z telefonem pod stołem najwyraźniej robił pobudkę Louisowi i Katy. – To czekamy... Wasze klucze... – wyciągnął dłoń w naszą stronę. Tak mi się spieszyło, by podać mu kartę, że przy okazji udało jej się upaść na stół z pięć razy, zanim w końcu wylądowała w dłoni zniecierpliwionego menadżera.
   - Chyba wstał lewą nogą... – odezwałem się, gdy Paul wreszcie zniknął za drzwiami. – A tak w ogóle, to wydawało mi się, że nie mamy nic dzisiaj... Po co ten pośpiech?
   - Coś chyba mamy... – westchnął Zayn, grzebiąc w swoim talerzu. „Tak marnować jedzenie...” patrzyłem na to zniesmaczony.
   - Co jest, stary? – nie mogłem już dłużej znieść tego skrobania widelcem po talerzu. Spojrzał na mnie jakby ze strachem w oczach, ale po chwili już go tam nie było. „Dobrze się maskuje, czy miałem przywidzenia?” – No, gadaj... Chodzi o Perrie? Wciąż nie zadzwoniła? – próbowałem zgadnąć. – Może zadzwoń do niej pierwszy? Wiesz jakie są dziewczyny... – wzruszyłem ramionami. – To, że prosiła byś dał jej czas i nie dzwonił, wcale nie znaczy, że nie ucieszy się, gdy to jednak zrobisz...
   - Wiem... To nie... – westchnął i nie dokończył zdania. – Zadzwonię do niej później... Teraz i tak pewnie jeszcze śpi...
   - Ale to nie o to chodzi, tak? Więc o co? – wpatrywałem się w niego w skupieniu. – Proszę, powiedz, że nie o Katy... Miałeś spróbować ją sobie wybić z głowy – dodałem cicho, chociaż nikt inny nie mógł mnie usłyszeć. Sięgnąłem po sok. „Co robić?” zastanawiałem się. „Myśl, Horan... Myśl...
   - Pocałowałem ją... – szepnął. W reakcji na jego słowa, cały napój z mojej buzi wylądował przede mną, znacząc cały obrus pomarańczowymi plamami. „Nie, nie nie...
   - Nie powiedziałeś tego, co usłyszałem – nachyliłem się w jego stronę. – Nie usłyszałem tego, co powiedziałeś – poprawiłem się, ale też brzmiało nie tak, jak powinno. – Kurwa mać, Zayn! Powiedz mi, że tego nie zrobiłeś! – wpatrywałem się w niego, czekając na jakąś reakcję. Nawet na słowa, że mnie nabrał. Zamiast tego gapił się na swoje dłonie i milczał. – Kurwa, Zayn... – westchnąłem, przeczesując nerwowo włosy. – Nie możesz... Zaraz! Moment... – dotarło do mnie, co wcześniej powiedział. – Pocałowałeś ją? A co Katy na to? – wyglądał jakby marzył o tym, by zapaść się pod ziemię. „Zawstydzony?
   - Tak jakby o niczym nie wie... – mruknął pod nosem i musiałem się naprawdę wysilić, by go zrozumieć.
   - Jakim, kurwa, cudem?!? To, że jest niewidoma jeszcze nie znaczy... – musiałem nabrać powietrza. – Ona rozpozna Louisa zawsze i wszędzie... Jak może nie wiedzieć? Przywaliłeś jej, by była nieprzytomna, czy co?
   - Zwariowałeś?!? Boże, co za idiota z ciebie... – „W końcu jakieś emocje...” pomyślałem, gdy spojrzał na mnie jakby nie wierzył, że to powiedziałem. – To nie... – zaczął, ale szybko się poddał... „Jakby nie widział sensu w tym, by się bronić...” – Ona spała...
   - Co? Jak? Kiedy? Chyba nie wtedy... – spojrzałem na niego ledwo go poznając. „Kim ty jesteś i co zrobiłeś z moim przyjacielem?” – Chyba nie TEJ nocy? – pokiwał głową, nie unosząc wzroku. – Kurwa, Zayn! Coś ty sobie myślał, do cholery?
   - Nie myślałem... – powiedział cicho.
   - Nie możesz takich rzeczy odpierdalać! – normalnie się we mnie zagotowało. „Jeszcze trochę i mu przywalę...”  – Nawet jeżeli ją kochasz, to nie możesz tak... Boże... Co z tobą? Louis jest twoim przyjacielem... A ona...
   - To był błąd...
   - Nie możesz mu tego... – zaciąłem się w połowie zdania. – Czekaj. Co? Co powiedziałeś?
   - To był błąd i więcej się nie powtórzy... – powiedział, patrząc mi w oczy. Przyglądałem się mu uważnie. Wydawał się pewny tego, co mówi. – Ona nigdy nikogo nie pokocha tak, jak kocha jego...
   - Mówiłem ci to wiele razy... – westchnąłem, trochę już uspokojony.
   - Tak... Wiem... Chyba w końcu to do mnie dotarło...

   - Cześć wam – usłyszałem radosny głos Louisa. – Sorry za spóźnienie... Paul bardzo po was jeździł?
   - Nie było tak źle... – zaśmiałem się, po czym wstałem, by uściskać dziewczynę, której oczywiście nie mogło zabraknąć u boku przyjaciela. Oboje byli uśmiechnięci i szczęśliwi. „Nie, ona nie pokocha tak nikogo innego...
   - Brzmiał na wściekłego, gdy na mnie wrzeszczał przez telefon... – Lou pomógł Katy zając miejsce obok Zayna. Spojrzałem na niego. Wydawał się jeszcze bardziej blady, niż godzinę temu. „Weź się w garść, chłopie...” – Dzięki, stary, za budzenie...
   - Nie ma sprawy... – mruknął Zayn, nalewając dziewczynie soku.
   - Trochę ciężko nam się wstawało... – odezwała się cicho Katy i momentalnie spłonęła rumieńcem. „Domyślam się, że łatwo nie było...” zachichotałem na wspomnienie wczorajszego wieczoru.
   - Pocieszcie się tym, że nie tylko wy zaspaliście – zaśmiałem się. – Liama i Danielle też jeszcze nie ma. Że o Harrym to już nawet nie wspomnę...
   - Paula w końcu szlag trafi – jęknął Lou, masując skronie.
   - Może nie będzie tak źle... – uśmiechnąłem się, spoglądając na dziewczynę. Wyglądała świetnie.  – Katy, czyżbyś ukradła koszulkę Louisowi?
   - Nie, dlaczego? – zastygła z kanapką w połowie drogi do ust.
   - On ma z milion bluzek w paski – tłumaczyłem, zdając sobie sprawę, że ona nie może o tym wiedzieć. – Pewnie taką też by się znalazło w jego szafie...
   - Nie wiedziałam, że jest w paski... – powiedziała, czerwieniąc się. – Lou powiedział tylko, że jest biało-niebieska...
   - Nie tylko – odezwał się sam zainteresowany. – Powiedziałem jeszcze, że jest śliczna i idealnie ci pasuje do tych spodni i butów.
   - Wyglądasz prawie jak marynarz – zachichotałem. – Ale zgadzam się z tym, że ślicznie...

   - Ja wam normalnie jakieś lokalizatory pozakładam – warczał Paul, spoglądając na nas spod byka. – Czego nie zrozumieliście, gdy mówiłem, że musimy wyjechać o ósmej? Dwie godziny spóźnienia, a jeszcze nawet nie ruszyliśmy – zerkał nerwowo na komórkę. Siedzieliśmy już w tourbusie i nawet Liam ze swoją panią do nas dołączyli. Niestety. Wciąż nie było Stylesa. Zawsze w takich nerwowych momentach Li jakoś łagodził sytuację, ale dziś wolał się chyba nie wychylać, by jeszcze bardziej nie pogorszyć naszego położenia. Paul już i tak pewnie wymyśla, co też nam da za nauczkę. – I twierdzicie, że nikt z was nie wiedział, co on planuje? – Wszyscy zgodnie pokręciliśmy głowami. – On mnie kiedyś do grobu wpędzi...


   „Czy to nie dziwne, że wszyscy są w tak świetnych humorach, kiedy Paul nadal chodzi podminowany?” uśmiechałam się pod nosem, mocno ściskając dłoń Louisa. Wesoły głos Danielle przebijał się przez wszystkie inne i sprawiał, że bolały mnie już policzki ze śmiechu.
   - Wszystko w porządku? – usłyszałam przy uchu ten ciepły głos. Momentalnie moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
   - Tak – odpowiedziałam, skupiając się na tym, by wychwycić jak najwięcej z otoczenia. – Co robimy w tym szpitalu?
   - To szpital dziecięcy – odezwał się menadżer, stając przede mną i zawieszając mi na szyi identyfikator. – Chłopcy przekażą czek w imieniu ich fundacji i potem będzie krótki koncert i może jeszcze coś tam wymyślimy...
   - Super! – ucieszył się Niall i zaczął mi opowiadać, jak wyglądało ich poprzednie spotkanie z małymi pacjentami.

   Gdy Paul zabrał chłopców na spotkanie z władzami szpitala i dziennikarzami, Danielle porwała mnie i Marka na mały rekonesans. Szpital wydawał się ogromny. Nasze kroki echem rozchodziły się po korytarzach. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w pokoju zabaw, skąd już nie mogliśmy się wydostać. Zresztą wcale nie chcieliśmy.
   Godzinę później siedziałam na dywanie, trzymając na kolanach kilkuletnią dziewczynkę i pomagając jej czesać lalkę. Pewnie bardziej przeszkadzam, ale mała wydawała się więcej niż szczęśliwa. Za to jej dwie ciut starsze koleżanki były bardzo zajęte tworzeniem z moich włosów jakiegoś dzieła sztuki fryzjerskiej. I sądząc po ich nieustającym chichocie, będzie to z pewnością coś spektakularnego. „W najgorszym przypadku skończę łysa...” uśmiechnęłam się, słysząc ich radosne szczebiotanie.
   Z drugiego końca sali rozbrzmiewał głośny śmiech Marka, który bawił się z kilkoma chłopcami kolejką i wydawał się tym wręcz zafascynowany. „Trudno powiedzieć, kto ma z tego więcej radości – on, czy dzieci...” Danielle udało się uratować swoją fryzurę, a to za sprawą jej bujnych loków, które dość szybko znudziły się dziewczynkom, bo nie dawały się czesać. „Dziwne... Ja bym się nimi pewnie zachwycała godzinami...” Poczułam kolejne szarpnięcie i zacisnęłam zęby z bólu.
   Zafascynowanie dzieci moimi włosami, było całkiem zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt, że znajdowaliśmy się na oddziele onkologicznym. Pogłaskałam Paige po główce, skrytej pod cienką chustką. „Taka maleńka, a już tyle musiała przejść...” poczułam łzy pod powiekami i z całych sił próbowałam powstrzymać płacz. Przywołałam na twarz szeroki uśmiech.
   - Czy w tej fryzurze będę mogła wyjść na miasto? – zapytałam dziewczynek. – Czy to bardziej taka na pokazy mody?
   - Będzie śliczna... – zapewniły mnie szybko, wciąż chichocząc.
   - W to nie wątpię – uśmiechnęłam się, gdy poczułam kolejne szarpnięcie. Na szczęście tym razem już nie tak bolesne.
   Gdy przyszli chłopcy, chwilowo wypadłyśmy z łask dzieci. Danielle wykorzystała ten moment, by pomóc mi doprowadzić moje włosy do stanu, którym nie straszyłabym przechodniów na ulicach. Było głośno i wesoło. Kilka piosenek i setki zdjęć później musieliśmy się pożegnać z małymi przyjaciółmi. „Niesamowite ile woli walki jest w tych małych szkrabach...

   - Zmęczona? – Louis objął mnie ramionami w pasie i przytulił do siebie. Klimatyzacja w hotelu w końcu pozwalała trochę odpocząć od upału panującego na zewnątrz.
   - Nawet nie... – uśmiechnęłam się, opierając o jego ciało i unosząc usta do pocałunku. – Tylko trochę mi gorąco... – powiedziałam, gdy znów mogłam zaczerpnąć powietrza.
   - Ciekawe dlaczego... – mruknął mi do ucha, przygryzając je delikatnie i sprawiając tą pieszczotą, że prawie ugięły się pode mną kolana. „Jak on to robi?” westchnęłam, przymykając powieki.
   - Pewnie dlatego, że dzień jest upalny – zaśmiałam się i wyswobodziłam z jego objęć. – Muszę się przebrać. Białe spodnie to nie był najlepszy wybór do tarzania się po podłodze...
   - Wyglądasz słodko z tymi brudnymi kolanami – zachichotał, po czym klepnął mnie w tyłek. – Ale i tak nic nie przebije tego brudnego tyłeczka... – poczułam znajome ciepło na policzkach. „Przeklęte rumieńce...” westchnęłam. – Wprost nie można od niego oderwać wzroku...


   Leżałem na łóżku użalając się nad sobą. „Ostatnimi czasy, moje ulubione zajęcie...” Ten dzień był po prostu okropny i nawet wizyta w tym szpitalu dziecięcym nie poprawiła mi na długo humoru. „Po co ja się w ogóle odzywałem?” zadałem sobie to pytanie chyba setny raz. „A jeśli on się wygada?” Sięgnąłem po kolejnego papierosa, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Przez chwilę rozważałem zignorowanie natręta, ale ostatecznie zerwałem się z łóżka. „Ktokolwiek to jest, może choć na chwilę zajmie moje myśli czymś innym...
   Zamarłem, gdy moje oczy wpatrywały się z niedowierzaniem w błękitne tęczówki mojej dziewczyny. „A może już nie mojej...” dodałem w głowie.
   - Mogę wejść? – odezwała się cicho i jakby niepewnie. Otworzyłem drzwi szerzej, wpuszczając ją do środka. Patrzyłem jak przemierza pokój nerwowym krokiem i podchodzi do okna. Wyglądała ślicznie w krótkiej, zwiewnej sukience...
   - Chciałem dzisiaj zadzwonić... – powiedziałem pierwsze, co mi przyszło do głowy. – Przyjechałaś... Czy to znaczy, że już podjęłaś decyzję? – wciągnąłem gwałtownie powietrze, gdy spojrzała na mnie i kiwnęła głową.
   - Nie chcę być tą drugą, Zayn... – usłyszałem słowa, które zwiastowały koniec. – Nie umiem być tą drugą...
   - Rozumiem... – oparłem się ciężko o drzwi. „Miałem ochotę błagać ją o kolejną szansę, ale czy to byłoby uczciwe wobec niej?
   - Nie można kochać tak samo dwóch osób... – znów wpatrywała się w widok za oknem. – Miałeś rację. Zmieniłam się – przypomniała mi o naszej ostatniej kłótni. – I zrozumiałam, że niekoniecznie na lepsze... – westchnęła, uśmiechając się smutno. – Ale ty też się zmieniłeś, Zayn...
   - Wiem... – przyznałem cicho. – I też niekoniecznie na lepsze...
   - Właśnie nie... – spojrzała na mnie. – Zmieniłeś się na zewnątrz, ale wciąż pozostałeś tym chłopcem z ogromną potrzebą opiekowania się bliskimi... Wciąż jesteś tym Zaynem, w którym się zakochałam, ale nie zmuszę cię byś mnie kochał...
   - Kocham cię, Perrie – powiedziałem szybko i włożyłem w to tyle szczerości, na ile było mnie stać. – Nie się nie zmieniło. Naprawdę nie chcę cię stracić...
   - Nie można kochać dwóch osób jednocześnie, Zayn – zauważyłem samotną łzę, spływającą po jej policzku. – Ktoś mądry powiedział, że w takim przypadku powinno się wybrać tą drugą, bo gdyby się naprawdę kochało tą pierwszą, to by nie było tej drugiej...
   - Usiłujesz mi powiedzieć, że to koniec? – miałem wrażenie, że coś wyrywa mi serce z piersi. – Przyjechałaś taki kawal, by ze mną zerwać?
   - Nie – wpatrywałem się w nią zdziwiony, bojąc się nawet mrugnąć. – Przyjechałam się ciebie zapytać... – przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech. – Kochasz ją?
   Wiedziałem, że od tego, co teraz powiem, zależy wszystko. „I tak bardzo chciałbym mieć tą zdolność Liama i umiejętnie ubrać wszystko w odpowiednie słowa...
   - Nie tak jak ciebie... – powiedziałem cicho. – Chcę po prostu mieć pewność, że jest bezpieczna i szczęśliwa. Z Louisem. Ona nie jest dla mnie i nigdy nie będzie. Wiem to.
   - Ale to nie znaczy, że byś nie chciał, prawda? – westchnęła smutno.
   - Jest zagadką, którą chciałbym rozwiązać i ta cała tajemniczość mnie pociąga – próbowałem jakoś wyjaśnić moje uczucia. – Podziwiam jej odwagę i wolę walki. To, że wciąż się uśmiecha, a przecież po tym piekle, które przeszła, byłoby zrozumiałe, gdyby się poddała... Chciałbym wiedzieć, że już nic jej nie grozi... – podszedłem bliżej. – Chciałbym sprawić, że wszystko zło zniknie z jej życia...
   - Dlaczego po prostu nie powiesz mi prawdy?
   - Bo to nie moja prawda... – sięgnąłem po jej dłoń i splotłem nasze palce razem. – Kocham cię Perrie, ale nie mogę znieść, gdy wyrażasz się w taki sposób jak ostatnio o dziewczynie, którą podziwiam. Wszyscy podziwiamy. Jest naszą przyjaciółką. Ukochaną Louisa. A to automatycznie czyni z niej członka naszej rodziny...
   - Eleanor jest moją przyjaciółką... – dodała cicho.
   - Wiem... – westchnąłem, próbując nie dać ponieść się złości. – Wiem, że nią jest... Ale ona już nie należy do naszej rodziny... Zdaję sobie sprawę, że nie najlepiej wyrażałem się o niej, ale to nie ma z tobą nic wspólnego. Ani z nami. To ona spaliła za sobą mosty. Mogli się rozstać w zgodzie, zamiast tego wciąż coś knuje, realizując jakiś szalony plan. Po prostu nie sądzę, by jej ciekawość, o której wspominałaś, była szczera. Jestem pewien, że ona coś kombinuje i nie jest to tylko moje zdanie... Nie mogę ci mówić z kim masz się przyjaźnić, ale nie rób, proszę, za podwójnego agenta...
   - Wiesz, że byłoby mi dużo łatwiej, gdybyś po prostu powiedział prawdę?
   - Wiem... I naprawdę chciałbym to zrobić. Zwłaszcza, gdyby to sprawiło, że zmienisz zdanie... – powiedziałem cicho. – Ale po prawdę musisz się zgłosić do Kate.
   - Dlaczego? – spojrzała na mnie z bólem w oczach. – Dlaczego nie możesz mi po prostu powiedzieć, tak jak Liam powiedział Danielle?
   - A czy możesz mi obiecać, że nie powtórzysz tego swojej przyjaciółce? – obserwowałem jak zaciska usta i spuszcza wzrok. Na policzkach zakwitły jej czerwone rumieńce.
   - Przepraszam za tamto... – powiedziała cicho. – Popełniłam błąd, ale to już się nie powtórzy. Wiem, że o to nie poprosisz, ale gdybym miała wybrać, wybrałabym ciebie...
   - A ja ciebie... – przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w objęciach. Po chwili poczułem jej łzy, wsiąkające w moją koszulkę. – Przepraszam...
   - Ja też przepraszam...


   - My się ciebie nie pytamy, Lou – Niall pociągnął Kate do siebie, otaczając ja ramieniem i szczerząc się do mnie jak nienormalny. – My ci to oznajmiamy. Wczoraj mnie olaliście. OK, nie mam żalu, ale dzisiaj idziemy do pubu i to w ogóle nie podlega dyskusji...
   - No, ale... – próbowałem wymyślić coś, co pozwoliłoby mi zostać z moją dziewczyną i dokończyć to, w czym tak brutalnie przerwało mi dobijanie się do drzwi. „Misja majteczkowa...” zagwizdało moje drugie ja.
   - Żadne ale... – odezwał się Harry. – Pers przyjechała i dziewczyny robią sobie babski wieczór, a my wyskoczymy gdzieś w męskim gronie...
   - Zresztą Zayn w końcu może pić, a z tego co pamiętam, obiecałeś mu kilka kolejek...
   - No tak, ale...
   - Idź... – Kate posłała mi szeroki uśmiech. – I bawcie się dobrze...
   - Ale... – spojrzałem na jej cudowne ciało odziane tylko krótkimi szortami i żółtą koszulką. „Nie chcę...” marudziłem w środku jak małe rozkapryszone dziecko. „Już ja wiem, co chcesz...” odezwało się to moje obleśne ja. No, ale co ja mogłem, skoro jedyne o czym marzyłem, to jej nagie ciało, wijące się pod wpływem mojego dotyku...
   - Nie gwałć jej wzrokiem, tylko zbieraj się – Styles trzepnął mnie w tył głowy. – Jeszcze się sobą nacieszycie, a z tego co Danielle mówiła, szykuje im się domowe spa i wierz mi, nie chciałbyś przy tym być...
   - Domowe spa? – odezwał się Mark, który do tej pory stał cicho przy drzwiach. – Nie... – jęknął. – Zabijcie mnie...
   - A nie mówiłem? – zaśmiał się Harry, jakby to miało potwierdzić jego tezę. Tylko, że ja z chęcią wziąłbym udział w tych wszystkich zabiegach, jeżeli tylko mógłbym... „Pożerać wzrokiem swoją dziewczynę... Napalony zboczeniec.
   - Ale lepiej żeby to był fajny lokal... – marudziłem, sięgając po buty.
   - Stary – ucieszył się Niall, wciąż obmacując moje kochanie. – Mówię ci, to będzie niezapomniany wieczór...
   - No, ale chyba poczekamy, aż przyjdą dziewczyny? – upewniłem się, zmieniając koszulkę. Normalnie jak w kiepskim filmie, lewo skończyłem mówić, a rozległo się rytmiczne pukanie i do środka dosłownie wleciała Danielle. Perrie podeszła do Zayna i przytuliła się, posyłając mu delikatny uśmiech. „A tutaj już chyba lepiej się dzieje...” przemknęło mi przez głowę, gdy przyjaciel skradał jej całusa.
   - Czaka nas kilka godzin czesania, malowania paznokci i Pers ma nawet maseczkę algową... – cieszyła się Dan. – Gdzie ten twój entuzjazm, Kat? Nawet Mark wygląda na bardziej uradowanego... – jęknięcie ochroniarza rozbawiło wszystkich.
   - Ja się nie cieszę – mruknął. – To jest mój cierpiący wyraz twarzy...
   - Nic się nie bój – kontynuowała niezrażona. – Dla ciebie też coś mamy...
   - Boże...

   - Stary... – spojrzałem, jak Zayn za jednym zamachem opróżnił kolejnego drinka. – Zwolnij trochę... – powiedziałem, zerkając na Liama i niemo prosząc o pomoc. – Nie żebym ci żałował, bo jestem ci winny o wiele więcej, ale jutro mamy koncert, a ty zaraz będziesz zalany w trupa...
   - Oj tam... – wybełkotał i zamachnął się ręką, tylko dzięki Niallowi, nie strącając przy okazji wszystkiego ze stołu. – Nic mi nie jesteś winny, Lou... – objął mnie ramieniem. – To ja powinienem tobie postawić... Zgarnąłeś główną nagrodę! Zdrowie! – wydarł się i wypił mojego drinka.
   - Czy wy coś z tego rozumiecie? - Harry postawił przed nami kolejne kieliszki. – Mam wrażenie, że on przez cały wieczór mówi jakimś szyfrem, a w najlepszym przypadku w innym języku...
   - Jaki ty jesteś głupiiii – zachichotał Zayn, sięgając po kolejnego drinka. – Przecież to takie oczywiste...
   - Zamknij się już – warknął Niall i wyrwał mu napój z dłoni. – Chyba musisz się przewietrzyć... Zaczynasz pieprzyć głupoty...
   - Dobry z ciebie przyjaciel, wiesz? – uwiesił się na nim, ale posłusznie podniósł się z miejsca.
   - Wiem... – burknął blondyn. – I radzę ci o tym nie zapominać. A teraz idziemy...
   - Wiecie, co mu się stało? – patrzyłem za oddalającą się dwójką. – Przecież on się nigdy tak nie zachowuje...
   - Podobno problemy z Perrie – odezwał się Harry. – Ale Niall powiedział, że trzyma rękę na pulsie...
   - Nie wyglądało na to, by coś było nie tak, gdy się tulili do siebie – zauważył Liam. – Choć ostatnio jakby mniej z nią rozmawiał...
   - Ciche dni? – spojrzałem na Stylesa, który wyglądał jakby pisał z kimś pod stołem.
   - Coś w tym stylu.. – wzruszył ramionami, uśmiechając się do wyświetlacza. – To pewnie jeszcze po tej ich ostatniej kłótni. Serio, ostro się wtedy pożarli...
   Czas leciał nam zadziwiająco przyjemnie. Pewnie jutro wszyscy przypłacimy to bólem głowy, ale dzisiaj wydawało się, że taki wieczór w męskim gronie był nam potrzebny. Gdy z wietrzenia wróciła nasza dwójka, mogliśmy spokojnie porozmawiać, a jak wiadomo, alkohol rozwiązuje języki. Styles spowiadał się co tam z Alex i muszę przyznać, że aż zagwizdałem z podziwu, dla jego pomysłów. Liam i ja opowiadaliśmy o naszych paniach, aż w końcu Niall kazał się nam zamknąć, pod groźbą puszczenia pawia z nadmiaru słodyczy. Zayn przyznał, że mocno się starli z Perrie, ale już sobie wszystko wyjaśnili i postanowili zacząć od nowa. „To było aż tak źle, że myśleli o zerwaniu?” zdziwiłem się.
   Nim się obejrzałem, Harry rządził na parkiecie, Liam próbował dopchać się do baru i zamówić kolejną kolejkę, a  my ostro pilnowaliśmy stolika. „I Zayna przy okazji...” spojrzałem na zalanego przyjaciela i pokręciłem głową z niedowierzaniem. „Ktoś tu jutro będzie bardzo cierpiał...
   - Niall, dasz się zaprosić do tańca? – przy stoliku stanęła ładna brunetka i patrzyła się na niego z ogromną nadzieją w oczach. Zauważyłem, że jej przyjaciółki nie spuszczają z niej wzroku i mocno zaciskają kciuki.
   - Jasne, że się da – odezwałem się szybko. – Tylko czekał, aż go poprosisz – blondyn spojrzał na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy, ale uśmiechnął się szeroko i porwał dziewczynę na parkiet. Usłyszałem jeszcze głośny okrzyk radości Harry’ego, który wcześniej bezskutecznie próbował nas namówić na ruszenie tyłków z kanapy. – Żyjesz tam, Zayn?
   - Jasne – wybełkotał, szerząc się i prawdę mówiąc wyglądało to trochę upiornie. – Jeszcze po jednym?
   - Liam już poszedł zamówić – powstrzymałem go przed wstaniem. – Chociaż ty już chyba powinieneś przystopować...
   - Dlaczego tak się tym przejmujesz, Lou? – opadł ciężko na oparcie.
   - Jesteśmy przyjaciółmi – odpowiedziałem. – To chyba jasne, że się martwię...
   - Gdybyś tylko wiedział... – westchnął, przymykając oczy i odchylając głowę do tyłu.
   - Gdybym co wiedział?
   - Gdybyś tylko wiedział, nie chciałbyś być moim przyjacielem... – poczułem się dziwnie po tych jego słowach. „Co do...” patrzyłem na niego wyczekująco.
   - O czym ty gadasz, Zayn? – zaśmiałem się. – Chyba nikogo nie zabiłeś, co? A nic innego...
   - Gorzej... – przerwał mi, wzdychając ciężko.
   - Jesteś zalany – parsknąłem. – Już więcej nie pijesz. Zaczynasz bredzić...
   - Pocałowałem ją... – uśmiechnął się smutno.
   - To chyba dobrze, nie? – powiedziałem, szczerząc zęby w uśmiechu. – Z tego co widziałem, to Pers też cię pocałowała, gdy wychodziliśmy...
   - Nie mówię o Perrie...
   - A o kim? – spojrzałem na niego uważnie.
   - O Kate...
   - Co, kurwa?!? – zerwałem się na równe nogi, prawie przewracając stolik. Miałem wrażenie, że wszystkie procenty ze mnie uciekają. – Co powiedziałeś? – chwyciłem go za koszulę i poderwałem do pionu. – Powiedz, że to nieprawda. Że jesteś tylko narąbany trzy dupy i pieprzysz od rzeczy...
   - Ona spała... – próbował skupić na mnie swój rozbiegany wzrok. – Nic nie wiedziała...
   - Lou? – Niall pojawił się obok mnie. – Co ty wyprawiasz?
   - Pocałowałeś MOJĄ dziewczynę, kiedy spała? – wycedziłem przez zęby, a wściekłość dosłownie wylewała się ze mnie.
   - Niedobrze... – usłyszałem jeszcze głos Horana.
   - Musiałem... – wybełkotał Malik, a ja miałem wręcz ochotę urwać mu ten głupi łeb.
   - Chłopaki, wychodzimy... – zobaczyłem, że Liam razem z Niallem odciągają ode mnie Malika. A ja nie mogłem się ruszyć otoczony silnymi ramionami.
   - Puść mnie, Harry... – próbowałem się wyszarpać. – Zabiję gnoja...
   - Na pewno nie tutaj – usłyszałem przy uchu. – Już i tak niezłą zrobiliśmy scenę. Pogadacie o tym w hotelu.
   - Nie chce z nim gadać – warknąłem. – Chcę mu spuścić wpierdol...
   - To też możesz zrobić w hotelu... – powiedział, ciągnąc mnie do wyjścia. – I może nawet ci pomogę...
   - Nie potrzebuję pomocy – wyrwałem się, ale posłusznie maszerowałem obok niego. – Zabiję gnoja gołymi rękoma...
  

niedziela, 23 czerwca 2013

62




   Wpatrywałem się w śpiącą dziewczynę niczym pedofil w dzieci bawiące się na placu zabaw. I pewnie tak samo się śliniłem na ten widok. Kolejny raz zastanawiałem się jak to możliwe, że byłem z nią tu. W łóżku. Sam. Przeklinałem chłopaków, którzy zdenerwowani strzępkami informacji, jakie zaserwował im Paul, wyciągnęli Louisa z pokoju, by wszystko im dokładnie opowiedział. Czułem się jak ostatni zdrajca, kiwając głową na tak, gdy prosił mnie, bym został przy Kate, dopóki nie wróci. „Strasznie wielkie poświęcenie z mojej strony” zakpiłem sam z siebie. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, mój wzrok spoczął na śpiącej dziewczynie i wraz z upływem kolejnych minut, nic się nie zmieniło. Wciąż wpatrywałem się w jej ciało, niczym narkoman na głodzie w zbawczą dawkę kokainy.
   Nie wiem, czy to z powodu braku Louisa przy swoim boku, czy może z jakiegoś innego, ale ostatnie co można by powiedzieć, to że Kate spała spokojnie. Wierciła się nerwowo i raz po raz zaciskała palce na poduszce. Wpatrywałem się w jej usta jak zaczarowany. Pierwszy raz mogłem to robić bezkarnie i katowałem się tym widokiem. „Później przyjdzie czas na żale i wyrzuty sumienia...” Westchnąłem, gdy jej wargi zadrżały. Odruchowo wyciągnąłem dłoń i przerażony zatrzymałem ją w połowie drogi, gwałtownie wciągając powietrze. „Co ja odpierdalam?” Moje zachowanie przerażało mnie samego.
   - Tylko raz... – powiedziałem po chwili bezgłośnie. – Muszę tylko wiedzieć...
   Z szeroko otwartymi oczyma wpatrywałem się w śpiącą dziewczynę. „Boże... Co ja robię?” Musnąłem jej drżące usta kciukiem. Tak delikatnie, jak tylko potrafiłem. „Jak jedwab...” westchnąłem, gdy poczułem ciepły podmuch powietrza na dłoni. Przymknąłem oczy, a na ciele pojawiła mi się gęsia skórka. „Tylko ten jeden raz” powtórzyłem w głowie, nachylając się nad nią. „Nie mogę tego zrobić!” Jakaś część mnie próbowała przywołać mnie do porządku, ale znowu inna mówiła, że to moja jedyna szansa... Wpatrywałem się w jej piękną twarz i prowadziłem najprawdziwszą batalię. Sam ze sobą. Gdy owionął mnie jej oddech już wiedziałem, która część mnie wygrała. „Będę się smażył w piekle...” Złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek...
   - Lou... – odskoczyłem jak oparzony, gdy usłyszałem imię przyjaciela połączone z cichym westchnieniem. „Boże, co ja wyprawiam?” przeczesałem nerwowo włosy, wyskakując z łóżka i od razu szukając po kieszeniach papierosów. „Co ze mnie za człowiek?” wzdrygnąłem się na samą myśl o tym, co właśnie zrobiłem. „Co ze mnie za przyjaciel?” Wyszedłem z sypialni, zostawiając uchylone drzwi. Nerwowo zaciągałem się fajką, wydeptując ścieżkę w puszystym dywanie.
   - To się musi skończyć! – nakazałem sobie, sięgając po kolejnego papierosa. – Jak on mnie mógł z nią zostawić? – próbowałem zrzucić winę na Louisa, ale czułem się z tą myślą jeszcze gorzej. – Zaufał mi... Jest dla niego cenniejsza niż wszystko i zostawił ją ze mną... Kurwa...
   - Nieee!!! – papieros wypadł mi z ust, wypalając dziurę w koszulce nim upadł na dywan. Jestem pewien, że serce mi stanęło, gdy tylko rozległ się krzyk Kate. Pognałem do sypialni. Dziewczyna wciąż spała, rzucając się na łóżku. Cieniutka kołdra leżała skopana na podłodze.
   - Kate? – podszedłem do niej powoli. „Co robić, kurwa?!? Co robić?” Wiedziałem, że zaczynam panikować. A gdy spojrzałem na jej przerażoną twarz, zapomniałem nawet o oddychaniu.
   - Proszę... Przestań... Proszę... – ledwo rozpoznawałem słowa, które szeptała z takim bólem w głosie, że wręcz mogłem go poczuć. Próbowałem sobie przypomnieć cokolwiek z tego, co Lou robił, by ją uspokoić.
   - Kate – powiedziałem trochę głośniej niż poprzednio, siadając obok niej na łóżku. – Już wszystko dobrze... To tylko sen...
   - Nieee... – moje serce właśnie rozpadło się na milion kawałków. Potrząsnąłem nią delikatnie. Młóciła dłońmi powietrze, walcząc z niewidzialnym wrogiem. W moich żyłach płynęła panika i naprawdę nie wiedziałem, co się robi, gdy dziewczyna błaga o litość... Chwyciłem ją za nadgarstki, by przestała wymachiwać rękoma.
   - Kate, już dobrze... – powiedziałem, przyciągając ją do siebie. – Nic się nie dzieje... Jesteś bezpieczna... – mówiłem co mi ślina na język przyniosła i przytulałem ją do siebie z całej siły. Próbowała się odepchnąć, bijąc mnie po żebrach. Jej szloch sprawiał, że wręcz czułem ten ból i strach, które ją wypełniały. Tylko, że ja nie byłem tak silny. Miałem ochotę się zwinąć na łóżku i ukryć pod kołdrą. – Kate... Już dobrze... Ciii... – kołysałem ją w ramionach przeklinając cały świat za to, co ja spotkało. Tak bardzo skupiłem się na szeptaniu uspokajających słów, że nie od razu wyczułem zmianę...
   - Zayn... – usłyszałem cichy szept. Wtuliła się we mnie, mocno obejmując ramionami w pasie. Poczułem jak zaciska palce na mojej koszulce. Próbowała coś jeszcze powiedzieć, ale płacz nie pozwalał jej wykrztusić ani słowa.
   - Ciii... – uspokajałem ją tak nieporadnie, jak tylko można sobie wyobrazić. – To tylko zły sen...
   - Nieee... – załkała, kręcąc głową. – Lou... – rozpaczliwie powtarzała imię chłopaka, z trudem łapiąc powietrze. – On... Ja muszę...
   - Zaraz przyjdzie – zapewniłem ją. – Już po niego dzwonię... Już wszystko dobrze... – wyciągnąłem telefon i od razu wybrałem numer przyjaciela, modląc się, by miał przy sobie komórkę. „Że też nie mogłem o tym pomyśleć wcześniej” skarciłem się w myślach. – Zaraz tu... – przerwałem, słysząc znajomy głos. – Lou? Wracaj natychmiast! – rzuciłem krótko, rozłączając się. – Zaraz tu będzie, skarbie...


   Zdążyłem tylko zauważyć, że Louis zrobił się blady jak ściana. Po czym bez słowa wybiegł z pokoju. Spojrzeliśmy z Niallem na siebie i pognaliśmy za nim, nie kłopocząc się nawet zamykaniem drzwi.
   „Kolejny koszmar...” westchnąłem, zatrzymując się w progu sypialni i obserwując rozgrywającą się przede mną scenę. Zapłakana i przestraszona dziewczyna rzuciła się w ramiona Louisa, gdy tylko znalazł się obok niej. Jakby to w nim był ratunek. Zayn nie mniej przerażony i chorobliwie szary na twarzy, wstał z łóżka i niczym pijany oparł się ciężko o ścianę, by po chwili zjechać po niej na dół... Wciąż nie odrywał wzroku od pary tulącej się przed nami.
   Słyszałem jak Louis stara się ją uspokoić szepcząc, co mu tylko przyjdzie do głowy. Kate tuliła się do niego tak rozpaczliwie, że pewnie oboje przypłacą to kolejnymi siniakami. Płacz zdawał się zanikać, a może po prostu opadła już z sił i łkała bezgłośnie...
   I wtedy padły pierwsze słowa tej przerażającej historii, a ja zamarłem tak samo przerażony, jak wszyscy. Każde jej wypowiedziane zdanie bolało, jakby ktoś próbował wyryć mi je na skórze tępym narzędziem. Miałem ochotę ryczeć i kazać jej przestać, ale jednocześnie wiedziałem, jak rozpaczliwie potrzebowaliśmy znać prawdę.
   Zayn podciągnął kolana pod brodę i pozwalał łzom wsiąkać w materiał spodni. Płakał jak my wszyscy i tak samo jak my, starał się nie uronić ani jednego słowa z tej przerażającej opowieści. Zauważyłem, że Niall trzęsie się niczym galareta i nie wie wręcz, co zrobić z rękoma. Zaciskał dłonie w pięści i rozprostowywał, walcząc ze łzami. Wyciągnąłem do niego rękę, przyciągając go do siebie. Wczepił się w moją koszulę tak mocno, że wcale się nie zdziwiłem, słysząc pękający szew. Poczułem, że zacisnął zęby na niebieskiej tkaninie, starając się nie przerwać monologu Kate swoim łkaniem. Głaskałem go uspokajająco po plecach wiedząc, że to wszystko, co mogę dla niego zrobić. I Bóg mi świadkiem, sam miałem ochotę wypłakać się komuś w ramię.
   Słuchałem coraz bardziej przerażony, ale i pełen podziwu. „Ile woli życia ma w sobie ta drobna osóbka, że potrafiła przejść przez takie piekło?” Wypełniała mnie też nienawiść. Wściekłość. Pałałem żądzą zemsty na tym potworze, który tyle już zła wyrządził. I jeżeli ufać przeczuciom Louisa, to jest on gdzieś blisko... „Nie dostanie jej” rozległo się głośno i wyraźnie w mojej głowie. „Po moim trupie...
   Nagle zdałem sobie sprawę, że znam już ten fragment przeszłości Kate. Spojrzałem na Louisa, a on tylko pokiwał głową, potwierdzając moje spostrzeżenia. „A więc mamy kolejny element układanki i nawet wiemy, gdzie go przypasować...” Słuchałem koszmarnej opowieści, która brzmiała dużo straszniej, gdy była opowiadana ustami tej drobnej dziewczyny...
   W końcu zapadła cisza, przerywana tylko zmęczonym oddechem Kate i uspokajającymi szeptami Louisa. Zastanawiałem się, czy ona zdaje sobie sprawę z naszej obecności. Obserwowałem jak Lou próbuje się oprzeć o poduszki, wciąż mocno trzymając dziewczynę w ramionach. „Czyżby zasnęła?” zdziwiłem się, bo ja po tym przerażającym przeżyciu miałem wrażenie, że już nigdy nie pójdę normalnie spać.
   - Zasnęła? – spytałem bezdźwięcznie,a widząc skiniecie przyjaciela, wypełniła mnie nieopisana ulga. Kto jak kto, ale temu elfowi potrzebny jest sen. Tylko tym razem taki wolny od potworów...

   Poczułem jak ktoś delikatnie przeczesuje moje włosy. Tylko jedna osoba zwykła mnie budzić w ten sposób. Od razu uśmiech wkradł się na moje usta.
   - Kochanie... – wymruczałem, próbując się rozbudzić.
   - Liam... – usłyszałem ten głos, który tak kochałem. – Czy chcesz mi coś powiedzieć? – uchyliłem jedną powiekę i spojrzałem na nią, nie wiedząc o co chodzi. Zauważyłem, że stoi obok łóżka i uśmiecha się rozbawiona. „Chwila... To kto właśnie miażdży mi żebra?” Usiadłem gwałtownie, momentalnie dochodząc do siebie.
   - Jeszcze pięć minut, mamo... – wymamrotał Niall i odwrócił się na drugi bok, naciągając poduszkę na głowę i zabierając mi kołdrę. Usłyszałem cichy śmiech mojej dziewczyny.
   - Widzę, że jednak nie żartowałeś ostatnio, wspominając uroczą blond osóbkę w swoim łóżku – posłała mi buziaka i podeszła do okna, by rozchylić zasłony. – Paul powiedział, że za godzinę najpóźniej macie być na dole.
   - Kiedy przyjechałaś? – wygramoliłem się z łóżka i postanowiłem się porządnie przywitać. Zagarnąłem ją w ramiona i wręcz rzuciłem się na jej usta. „Może jednak powinienem zacząć od umycia zębów, zanim zabiję ją oddechem...” zreflektowałem się.
   - Przed momentem – uśmiechnęła się i klepnęła mnie w tyłek, poganiając do łazienki. – A co z twoim pluszakiem? – spojrzałem na nią zdezorientowany. Roześmiałem się, gdy wskazała na Nialla.
   - Zrób z nim co chcesz – powiedziałem, a widząc jej łobuzerski uśmiech. dodałem szybko. – Tylko nie to! To możesz robić tylko ze mną... – puściłem jej oczko i zniknąłem w łazience. Kwadrans później wkroczyłem do sypialni z ręcznikiem na biodrach. Dan siedziała na łóżku i bawiła się telefonem. Kogoś brakowało. – Gdzie Niall? – uśmiechnąłem się widząc jej wesołe spojrzenie. „Boże, ale się stęskniłem...
   - Powiedział, że jestem gorsza niż ty, ale przynajmniej budzę go w przyjemniejszy sposób... – zaśmiała się. – Poszedł do siebie, mrucząc pod nosem coś o złych czarownicach, nie dających mu się wyspać...
   - Aha... – przytaknąłem, wciągając na siebie spodnie. – Ale zaraz... – spojrzałem na nią podejrzliwie. – Jaki przyjemniejszy sposób?
   - To już moja tajemnica... – puściła mi oczko.
   - Ja się nie zgadzam na żadne przyjemne sposoby – powiedziałem stanowczo, kończąc się ubierać. – Chyba, że to mi będzie przyjemnie – uśmiechnąłem się i wyciągnąłem do niej rękę. Ujęła ją i od razu znalazła się w moich ramionach.
   - Uuu... Ale jesteś straszny... – parsknęła. – Lubię cię takiego zazdrosnego – cmoknęła mnie w usta. – Ciężka noc? – spojrzała na mnie z troską w oczach.
   - Dla Kate chyba bardziej... – powiedziałem zaciągając się słodkim zapachem mojej dziewczyny. – Kolejne koszmary... – dodałem, widząc pytanie w jej oczach. – Prawdę mówiąc jeszcze kilka takich przerażających opowieści i mi też będą się śniły koszmary...
   - Dzisiaj ja je będę odganiać – poczułem gorące usta na moich wargach. „Tego mi było trzeba...” westchnąłem zadowolony. Pocałunek skończył się zdecydowanie za szybko. Słowa Dan ucięły jednak moje protesty. – Chodźmy do Kate.
   Wcale mnie nie zdziwiło, gdy drzwi otworzył mi zmęczony Zayn. Nie byłem też zaskoczony, gdy ujrzałem Nialla siedzącego na kanapie z jego małą siostrzyczką na kolanach. Dziewczyna wciąż miała na sobie koszulkę Louisa i wyglądała, jakby jeszcze do końca się nie obudziła. Zresztą Horan wcale nie prezentował się lepiej.
   - Kate! – Dan prawie stratowała Malika, rzucając się, by uściskać przyjaciółkę.
   - Jezu... – jęknął Niall. – Zaraz mnie zmiażdżysz... Payne, nie szczerz się jak głupi, tylko weź ratuj! Zaraz mnie połamią...
   - Hej, Dani – zerknąłem na Louisa, który właśnie wychodził z sypialnia, wciągając koszulkę. „Jakimś cudem wszyscy gotowi na czas...” zauważyłem. „Kto by pomyślał, że to możliwe...” – Kiedy przyjechałaś?
   - Przed chwilą – osiadła wygodnie na kanapie obok przyjaciółki. – Przywiozłam ci kolejną książkę – zwróciła się do Kate.
   - Ale masz wyczucie – zaśmiał się Lou. – Właśnie skończyła czytać tamtą...
   Rozległo się pukanie do drzwi. Zayn ponownie robił za odźwiernego. Paul wkroczył do środka, nie przestając gapić się w telefon.
   - Gotowi? – zapytał i w końcu schował komórkę do kieszeni. – Gdzie Harry? – spojrzał na mnie, ale moja zdziwiona mina mówiła sama za siebie. „Gdzie Styles?” poczułem wzbierającą panikę. – Ten dzieciak kiedyś mnie wykończy... – westchnął i znów sięgnął po telefon. Rozległo się pukanie.
   - To pewnie Mark – rzucił Louis i zgarnął Kate w ramiona, by się z nią należycie pożegnać. Jak się okazało miał racje. Ale nie tylko. Wraz z ochroniarzem pojawiła się i nasza zguba, uśmiechnięta od ucha do ucha.
   - Dzień dobry, rodzinko – Harry wyminął menadżera i opadł z głośnym westchnieniem na fotel. Dopiero teraz zauważył, że wszyscy się w niego wpatrują. – Przecież się nie spóźniłem! – od razu postanowił się bronić, zerkając dyskretnie na zegarek.
   - Widziałeś się z Alex, Harry? – usłyszałem cichy głos Kate.
   - Jasne – Styles wyszczerzył się w uśmiechu. – Ostatnim razem jak rzucała we mnie basenem. Na szczęście pustym – dodał szybko.
   - Co znów zrobiłeś? – jęknąłem.
   - Nic nie zrobiłem – wzruszył ramionami. – Zabrałem tylko trochę jej rzeczy z domu i poprosiłem sąsiadkę, by miała na niego oko i zajęła się pocztą...
   - Tą sąsiadkę? – zaśmiała się Kate, słysząc jego potwierdzające mruknięcie. – To ja się cieszę, że jeszcze żyjesz...
   - Było blisko – przyznał. – Co ona ma do tej kobiety? Jest całkiem miła. Nawet obiecała, że będzie kwiatki podlewać...
   - Jestem pewna, że Alex była zachwycona – parsknęła Kate.
   - Po jej reakcji na moje wcześniejsze słowa, postanowiłem przemilczeć resztę. Przez chwilę naprawdę bałem się o swoje życie – zaśmiał się. – Ale jeszcze mi podziękuje. Kiedyś – dodał. – W dalekiej przyszłości. Baaardzo odległej...


   - Ja was proszę... – odezwał się Mark. – Zgodzę się na wszystko, ale żadnego salonu piękności, spa, ani nic w tym stylu... Wiecie co ja musiałem znosić po tamtym razie?
   - Ale sam mówiłeś, że Judy była zachwycona... – przypomniałam mu, uśmiechając się rozbawiona jego błaganiem.
   - Ona tak, ale wszyscy dookoła śmiali się za moimi plecami – jęczał komicznie. – Kazali mi pokazywać moje lśniące paznokcie...
   - Tylko dlatego, że ci zazdrościli... – Danielle próbowała zatuszować śmiech kaszlem. – Ale nie martw się, tym razem mam w planach tylko centrum handlowe...
   - Idziemy na zakupy? – zdziwiłam się. „Znowu? Nie... Proszę. Ja nie chcę...” – Po co?
   - A po co się chodzi na zakupy? Dla przyjemności... – zaśmiała się. – Poszwendamy się po sklepach, poprzymierzamy kilka rzeczy, może coś kupimy i obowiązkowo zaliczymy dobrą kawę... – wyliczała. – Pełen relaks. Chłopaki i tak będą zajęci aż do wieczora. Przecież nie będziemy siedziały w hotelu...
   - Ale ja nie potrzebuję kolejnych ciuchów – zaprotestowałam szybko. – Wciąż mam sporo takich, w których jeszcze nie chodziłam...
   - Nie mówię, że musimy coś kupić, ale jeżeli znajdziemy coś genialnego, to wtedy to weźmiemy – tłumaczyła, nic sobie nie robiąc z mojego braku entuzjazmu. – Po prostu spędzimy babski dzień... – usłyszałam chrząknięcie Marka. – No, prawie babski... – poprawiła się. – A teraz zmykaj się ubrać... – pociągnęła mnie za rękę i praktycznie zaciągnęła do sypialni. „Czy ktoś kiedykolwiek z nią wygrał?” uśmiechałam się pod nosem.
   - To ja w tym czasie zorganizuję samochód – odezwał się jeszcze Mark. – Nigdzie nie wychodźcie, dopóki po was nie przyjdę.
   - Jasne – rzuciła Dani, zbyt zajęta przeglądaniem mojej walizki. – Tak sobie pomyślałam, że powinnyśmy ci kupić jakąś seksowną koszulkę... – zaśmiała się. – Taką na specjalne okazje... – dodała, a ja poczułam, że robię się czerwona na twarzy.
   Godzinę później wysiadaliśmy z samochodu przed podobno wręcz olbrzymim centrum handlowym. Danielle jak zawsze nie zamykała się buzia i dzięki temu zarówno mi jak i Markowi uśmiechy nie schodziły z twarzy.
   - Gdy tak na ciebie patrzę, Kate, to myślę sobie, że może minęłam się z powołaniem... – ujęła mnie pod pachę i kierowałyśmy się w stronę wejścia. – Może powinnam zostać stylistką? Wyglądasz obłędnie w tych ciuchach – zaczerwieniłam się słysząc jej słowa. – A te okulary masz śliczne... Od Louisa?
   - Nie... – uśmiechnęłam się, słysząc głos Marka, informujący mnie o schodach. – Perrie mi dała...
   - Wiedziała co robi – przyznała Dan. – Pasują ci... To wręcz niesprawiedliwe – westchnęła. – Pewnie jako okularnica też byłabyś piękna... – roześmiała się po chwili, a ja razem z nią. – To od czego zaczynamy? – zastanawiała się na głos przyjaciółka. – Wiem! Ann Summers!
   - Boże... – jęknął Mark, jakby ta nazwa oznaczała co najmniej koniec świata...
   - Czy powinnam się bać? – zapytałam go cicho.
   - Bać to się powinien Louis, jak mu się pokażesz w czymkolwiek z tego sklepu... – parsknęła Danielle. – Bo może mu coś stanąć... – roześmiała się głośno. – Żeby nie było... Mam na myśli jego serce, ale inne efekty też są bardzo prawdopodobne...
   Teraz to już byłam pewna, że przypominałam kolorem dorodnego pomidora. Miałam ochotę uciec i schować się z powrotem w samochodzie. A sądząc po jękach Marka, nie byłam osamotniona w tych pragnieniach.

   - No ile jeszcze? Kate... – zawołała przez drzwi Danielle. – Nie możemy się spóźnić na koncert...
   - Nie mogę tak iść... – jęknęłam, opierając się o drewnianą powierzchnię. – Dlaczego ja ci się dałam namówić na te rzeczy?
   - Bo jestem genialna i nikt mnie nie przegada? – powiedziała rozbawiona, wchodząc do środka. – Boże! Ja rzeczywiście jestem genialna! – czułam, że taksuje mnie wzrokiem. – Louis będzie się ślinił na tej scenie... To więcej niż pewne...
   - To dobrze? – nie byłam do końca przekonana, czy nie powinien wtedy raczej myśleć o czymś innym.
   - To więcej niż dobrze – przekonywała. – Kto by pomyślał, że uda mi się zrobić z ciebie takiego wampa... Wyglądasz rewelacyjnie – powiedziała, okręcając mnie dookoła. – Uśmiechnij się... Wyglądasz jak chodzący seks. Mówię ci, Louis będzie zbierał szczękę z podłogi, gdy tylko cię zobaczy... Kurcze, że nie było tej kurtki w moim rozmiarze... A jak buty?
   - Całkiem wygodne...
   - Mówisz, jakby cię to dziwiło – zaśmiała się. – Mały obcasik nie jest taki zły... Nie musisz wiecznie biegać w trampkach. To idziemy zaszaleć na widowni?
   - Na pewno mogę tak wyjść? – upewniłam się jeszcze raz, poprawiając kurtkę.
   - Nie możesz, a musisz – pociągnęła mnie za rękę, kończąc tym samym moje wahania.
   - Wow... – usłyszałam głos Marka. – Ja sam i takie dwie ostre laski? W końcu jakaś nagroda za te godziny męczarni... – powiedział rozbawiony. – Świetnie wyglądacie, dziewczyny...
   - Dzięki, chłopaku – zaśmiała się Danielle, a ja spiekłam raka. Znowu. – A teraz już lepiej chodźmy, bo mamy misję do spełnienia. Trzeba sprawić, by nasi panowie zapamiętali ten koncert na długo. Bardzo długo...


   Patrzyłem rozbawiony na Louisa i nie mogłem uwierzyć, jak bardzo zmienił się dzięki Kate. „Wydoroślał...” uśmiechnąłem się, widząc jak pochłonęła go dyskusja z Liamem. Nie musiałbym nawet ich słuchać, by wiedzieć, że rozmawiają o swoich dziewczynach. Wystarczy spojrzeć na te ich zakochane twarze... „Czy ja też tak wyglądam, gdy myślę o Alex?
   - Ziemia do Stylesa... – zamrugałem kilka razy, gdy Niall zamachał mi dłonią przed twarzą. – Tu kontrola naziemna... Słyszysz mnie?
   - Co jest? – odepchnąłem jego rękę.
   - No właśnie ja się pytam, co jest? – blondyn wbił we mnie to swoje błękitne spojrzenie. – Gadamy do ciebie od kilku minut – wskazał siebie i Zayna. – Zakochałeś się, czy co?
   - Może... – ziewnąłem, zmęczony po kolejnej nieprzespanej nocy.
   - A więc ty i Alex? – Malik spojrzał na mnie zaciekawiony.
   - Nie wiem... – przyznałem uczciwie. – Może... – wzruszyłem ramionami. – Na razie muszę ją stąd zabrać i dopilnować, by była bezpieczna. Potem będę się zastanawiał, co do niej czuję...
   - Czy wy wszyscy macie siano zamiast mózgu? – westchnął zrezygnowany Niall. – Lubisz ją, pomimo, a może dzięki jej oryginalności. Podoba ci się, mimo iż nie jest pięknością. Jesteś przy niej szczęśliwy. Co z tego, że krótko się znacie i jest trochę starsza. Czy to naprawdę ma dla ciebie znaczenie?
   - Nie ma...
   - No to na co czekasz? Czy ten wypadek, to nie wystarczający dowód na to, że czasami nie warto odkładać rzeczy na później? A co jeśli nie będzie później?
   - Nawet tak nie mów – jęknąłem. – To nie chodzi o to, że ja nie chcę... Owszem, na początku bałem się stracić jej przyjaźń, ale teraz... po tym wszystkim... – westchnąłem. – Po prostu nie chcę jej do niczego zmuszać...
   - Jakoś nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł ją zmusić do czegokolwiek – parsknął Zayn.
   - Po prostu ją pocałuj i jeżeli nie zdzieli cię po pysku, to znaczy, że masz szanse... – Niall wyszczerzył się w uśmiechu. Spojrzałem na niego zaskoczony. „Wiedział? Niemożliwe...
   - Tak jakby mamy to już za sobą... – powiedziałem pod nosem, a oni spojrzeli na mnie rozbawieni.
   - I wciąż żyjesz! – zaśmiał się Horan. – Wiedziałem! – wydarł się jak wariat, zwracając tym uwagę wszystkich. – Wiedziałem! I kto jest najlepszy? Kto? Mówiłem, a wy co? – zaczął tańczyć jakiś dziwny taniec, który bardziej wyglądał jak atak epilepsji. Gdy już się trochę uspokoił, wyciągnął otwartą dłoń przed siebie i uśmiechnął się szeroko, świecąc aparatem. – Płaćcie...
   Patrzyłem rozbawiony jak Zayn wyciąga z kieszeni dziesięć funtów i podaje je Niallowi. Lou, puszczając mi oczko, zrobił to samo. Nie mogłem uwierzyć widząc, że nawet Liam wyciąga pieniądze.
   - Ty też? – zdziwiłem się.
   - Dałem się ponieść chwili... – uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
   - A mówią, że pieniądze z nieba nie spadają... – cieszył się Niall. – Ej, a co z tą rudą? – cztery pary oczu spojrzały na mnie uważnie.
   - Louise – kolejny raz przypomniałem mu jej imię. „Serio? Czy to aż taki trudne?” – Chyba nie wyszło najlepiej...
   - Nie pojechałeś, bo byłeś u Alex... – odezwał się po chwili Lou, pamiętając jakie miałem plany. W końcu z nim je omawiałem...
   - Ale chyba zadzwoniłeś, by się usprawiedliwić? – Liam patrzył na mnie z uniesionymi brwiami, czekając na odpowiedź.
   - Tak... Ale nie wiem, czy uwierzyła... – wzruszyłem ramionami. – Wydawała się zawiedziona... Pewnie teraz myśli, że ją po prostu olałem... Mówi się trudno... – westchnąłem ciężko. – Ale szkoda, że...
   - Co wy tu jeszcze robicie?!? – Paul wpadł do środka. – Nie jesteście nawet podpięci?!? Boże... Wy mnie kiedyś do grobu wpędzicie... – wygonił nas z garderoby.
   - Ale ja muszę jeszcze zadzwonić do Kate... – bronił się Louis.
   - Razem z Danielle i Markiem są już na widowni... – usłyszałem odpowiedź menadżera, a towarzyszył jej wesoły błysk w oku.
   - Dlaczego nie przyszły do nas? – zdziwił się Liam, biorąc mikrofon.
   - Myślę, że chciały zrobić wam niespodziankę – zaśmiał się Paul i dał znać technicznym, że jesteśmy gotowi. „Jaką niespodziankę?” zdziwiłem się. „Przecież wszyscy wiedzieliśmy, że mają przyjść...
   Gdy wybiegliśmy na scenę przy ogłuszającym pisku, od razu odnalazłem dziewczyny wzrokiem i prawie zabiłem się o własne nogi na ich widok. A zwłaszcza Kate. „Coś czuję, że będzie interesująco...
   - Boże Wszechmogący... – usłyszałem głos Louisa. I nie tylko ja. Jeszcze jakieś dwanaście tysięcy fanów, którym ta jego reakcja bardzo się spodobała. „Ciekawe tylko, czy domyślają się jej przyczyny?” uśmiechnąłem się, szturchając przyjaciela, by wyrwać go z tego transu, w jaki wpadł. Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. – Nie pamiętam tekstu... – powiedział po chwili, gdy rozległy się pierwsze takty. – Nie wiem, co to za piosenka... Ja w ogóle nie wiem, co tu robię...
   - Skup się stary... – klepnąłem go uspokajająco po plecach. „A może powinienem mu dać po pysku?” – I tak na wszelki wypadek, nie patrz za często w jej stronę... – zaśmiałem się. – Może być ciężko ukryć namiot w spodniach...
   - Boże... - odetchnął głęboko, wycierając spocone dłonie o nogawki dżinsów. – Zabiję Danielle...
   - Ja bym jej raczej podziękował... – powiedziałem rozbawiony. – Kate wygląda cholernie gorąco... – spojrzał na mnie z groźnym błyskiem w oku. – No co? – puściłem mu oczko i skupiłem się na piosence.


   Z ręką na sercu mogłem powiedzieć, że to najdłuższy koncert w moim życiu. „Ciągnął się, kurwa, w nieskończoność!” Byłem tak sfrustrowany, podniecony, zdenerwowany, napalony i sam nie wiem co jeszcze, że naprawdę wiele mi nie trzeba było, by zacząć symulować jakiś wypadek... Cokolwiek, co pomogłoby mi zakończyć to wcześniej. Czułem na sobie rozbawione spojrzenia przyjaciół, którzy na szczęście wzięli na swoje barki zabawianie widzów. Ja mogłem myśleć tylko o jednym. „Kate... Gorąco... Seks... Kate... O Boże...” Starałem się tego nie robić, ale nic nie mogłem na to poradzić. Zwłaszcza, że to moje drugie ja podsyłało mi coraz gorętsze sceny... Moje oczy jakby bez mojego w tym udziału, zawsze w końcu odnajdywały ją w tłumie. Wyglądała niesamowicie. Zawsze wygląda pięknie, ale dziś... Teraz... „Boże przenajświętszy...” Poczułem łokieć Harry’ego boleśnie wbijający mi się w żebra. Spojrzał na mnie wymownie, przypominając mi o moim, najwyraźniej już całkiem widocznym, problemie. „Zabiję Danielle i nawet Liam jej nie pomoże...” próbowałem się uspokoić i zająć myśli czymś innym. „Normalnie zmieniam się w jakiegoś napalonego szczeniaka...” Ale było to całkiem zrozumiałe. Wystarczyło spojrzeć jak wygląda moja dziewczyna...

   - Dobrze się czujesz Lou?
   - Nie rozmawiam z tobą Dan – warknąłem, szukając wzrokiem Kate. Gdy tylko rzuciły mi się w oczy jej rozpuszczone włosy, ruszyłem w tym kierunku. – Chodź – powiedziałem, chwytając jej dłoń i ciągnąc ją w stronę garderoby.
   - Tylko jej nie zmasakruj! – usłyszałem jeszcze głos Harry’ego, któremu towarzyszył śmiech i gwizdy reszty przyjaciół. Zatrzasnąłem za nami drzwi z głośnym hukiem, co tylko bardziej ich rozbawiło. „Tacy to z nich przyjaciele...
   - Lou, coś się... – nie dałem jej dokończyć, wpijając się gwałtownie w jej usta i przyciskając do drzwi. Gdy zaskoczenie ustąpiło, zaczęła oddawać pocałunek. I nie miał on nic wspólnego z delikatnością, był jak ogień... Potężny i porywający wszystko na swojej drodze. Oderwałem się od jej warg, dopiero gdy płuca zaczęły boleśnie przypominać mi o potrzebie zaczerpnięcia powietrza.
   - Czy ty wiesz, co mi robisz? – wydyszałem, łapczywie wciągając powietrze. Jej rumieniec powiedział mi wszystko. „Wiedziała...” – Nie mogę oderwać od ciebie wzroku... – „I rąk raczej też nie” parsknął głos w mojej głowie. Musiałem się z nim zgodzić. Nie mogłem przestać jej dotykać. – Miałem szaleńczą ochotę zeskoczyć ze sceny i kochać się z tobą... – szepnąłem jej do ucha, uśmiechając się, gdy cichy jęk wydobył się z jej ust. – Zamierzam spalić ci te dżinsy, gdy tylko wrócimy do hotelu. Noszenie ich powinno być nielegalne... – ścisnąłem jej pośladki, unosząc ją i przyciskając do mojego boleśnie twardego problemu. – Widzisz, co mi robisz? – przyssałem się do jej szyi. Czułem pod wargami jej przyspieszony puls. – Przez ciebie nie pamiętam ani sekundy z koncertu. Nawet nie mogę sobie przypomnieć, czy zaśpiewałem swoje solówki...
   - Całkiem dobrze ci szło... – powiedziała drżącym głosem. – Koncert był rewelacyjny...
   - Taaak... – polizałem ciemny ślad, który właśnie zrobiłem na jej ciele. – Szkoda, że tego nie pamiętam... – ocierałem się o nią i czułem, że jeszcze chwila i dojdę. Tak po prostu. „Dajesz, stary...” rozległ się przeciągły gwizd w mojej głowie.
   - Samochód czeka! – krzyknął Niall, waląc przy okazji w drzwi. Żadne z nas nie zareagowało.
   - Czy oni myślą, że cokolwiek mnie stąd wyciągnie? – wyszeptałem jej do ucha, przygryzając je delikatnie. – Co ty na to, bym zabarykadował nas w środku i zdarł z ciebie te nieprzyzwoite ciuchy?
   - Lou! Katy! Chodźcie... – Horan nie dawał za wygraną, nie zdając sobie nawet sprawy, że jesteśmy dosłownie centymetry od niego.
   - A jeżeli ci powiem, że Danielle kupiła mi jeszcze coś? – odezwała się cicho Kate, rumieniąc się jeszcze bardziej. – Coś specjalnie dla ciebie?
   - Nie może to być nic lepszego... – zapewniłem ją szybko, przymykając oczy, gdy otarła się o mojego przyjaciela.
   - Wierz mi, jest... – uśmiechnęła się, przygryzając wargę w zawstydzeniu. – Jest to coś czerwonego, delikatnego jak mgiełka i stworzonego tylko po to, by rozpalać zmysły... – szepnęła mi do ucha. – A przynajmniej tak twierdzi Danielle – powiedziała nieco głośniej.
   - Kusicielka – wymruczałem, zagarniając jej usta w namiętnym pocałunku. „Pieprzyć rozpalanie zmysłów, my już mamy prawdziwy pożar” moje drugie ja, jak zwykle było bardzo pomocne. „Ale tym razem zgadzałem się z nim w stu procentach...
   - Lou? – tym razem Harry postanowił wywabić mnie z kryjówki. – Dan kazała ci przekazać, że naprawdę nie chcesz przegapić tej niespodzianki, która czeka na ciebie w hotelu... A sądząc po tym, w jakim sklepie ją kupiły, to wierz mi, będziesz tego bardzo, baaaardzo żałował... – kolejny raz musiałem przerwać pocałunek, by zaczerpnąć powietrza. – To nie działa... – usłyszałem głos przyjaciela. – To my was zostawimy – powiedział po chwili. – Tak tylko dodam, że to był salon bielizny erotycznej... – otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na Kate. Jej zaczerwienione policzki i przygryziona warga, a także figlarny błysk w oczach sprawiały, że erotykę to ja miałem tu i teraz. „Ale pomyśl... bielizna erotyczna...” szeptało moje drugie ja, śliniąc się. „Bielizna. Erotyczna. EROTYCZNA!!!” Opuściłem dziewczynę na podłogę i nacisnąłem klamkę. – Wiedziałem... Żaden facet się temu nie oprze... – zaśmiał się Harry. – Potem mi podziękujesz...

   Niecierpliwie wybijałem stopą rytm, czekając aż winda zatrzyma się na odpowiednim piętrze. Nie odrywałem wzroku od zbyt powoli zmieniającej się liczby. „Cholernie powoli...” Trzymałem Kate za rękę i starałem się nie wyglądać jak ostatni napaleniec. „No co ty?” zakpił ten wredny głos w mojej głowie. „Raczej ci nie wychodzi...
   - Wiem, że musimy jutro wcześnie wstać, ale może urządzimy sobie małą imprezkę? – Niall chyba właśnie awansował na mojego prywatnego wroga numer jeden. Odezwały się we mnie mordercze instynkty. Spojrzałem na niego mrużąc oczy podejrzliwie.
   - My mamy inne plany – powiedziałem, przyciągając do siebie Kate, żeby już nie było wątpliwości, jacy „my”. Uniosła twarz i wbiła we mnie to swoje niesamowite „spojrzenie”, oblewając się rumieńcem. – No chyba, że chcesz... – dodałem cicho, w myślach padając jej do stóp i błagając, by nie miała na to ochoty. – Ale nie chcesz, prawda? – uśmiechnęła się nieśmiało. – Chcesz? – przygryzła wargę, a to zdecydowanie szkodziło mojemu myśleniu. – Nie?
   - Boże... – jęknął Harry, waląc mnie przy okazji w tył glowy. – Jesteś beznadziejnie oczywisty... Aż dziwne, że jeszcze nie klęczysz i nie błagasz...
   - To miał być pewnie kolejny etap... – parsknął Liam. Nabijali się ze mnie, nic sobie nie robiąc z mojej obecności. Ale ja miałem to w nosie, tak długo, jak odpowiedź miała brzmieć „nie”.
   - Chcesz... – powiedziałem niepewnie, nie odrywając wzroku od jej twarzy.
   - Nie... – wyszeptała tak cicho, że chyba tylko ja to usłyszałem. Przygryzła wargę i oblała się rumieńcem. W tej samej chwili drzwi windy otworzyły się, oznajmiając to donośnym dźwiękiem. Przerzuciłem ją sobie przez ramię i przy rozbawionych okrzykach przyjaciół, pobiegłem do pokoju. Pewnie nie dadzą mi tego zapomnieć do końca życia, ale w tym momencie miałem to w głębokim poważaniu. „Bardzo głębokim...
   Zdziwiłem się, gdy drzwi ustąpiły, zanim w ogóle włożyłem klucz do zamka. Ale jeszcze bardziej się zdziwiłem, gdy w środku nie zastałem nikogo, kto mógłby je otworzyć. Zdenerwowany spojrzałem na szafkę, gdzie zostawiłem laptop i na jego widok odetchnąłem z ulgą. „A więc to nie kradzież...” zauważyłem przytomnie.
   - Lou? – Kate przejechała palcami po moich plecach. – Postawisz mnie?
   - A co z tego będę miał? – pozwoliłem jej stanąć na nogach, co zrobiła, ocierając się o mnie rozkosznie i wyrywając głośny jęk z moich ust.
   - Zaraz sam zobaczysz... – poszła w stronę łazienki, a ja za nią. Nie pozwoliła mi jednak wejść do środka. Jednakże zdążyłem zauważyć, że nikogo tam nie ma.
   - Ale nie każ mi długo czekać... – musnąłem jej wargi i pozwoliłem skryć się za drzwiami. Od razu sprawdziłem, czy aby na pewno nic nie zginęło. Wszystko wydawało się w porządku. „A wiec to raczej nie fanki...” Sprawdziłem okna i upewniłem się, czy zamknąłem drzwi. „Jak to możliwe? Mark zostawiłby otwarte, gdy wychodzili?” Sięgnąłem po telefon, by do niego zadzwonić. Gdy odebrał, usłyszałem również dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłem się na pięcie i zamarłem z komórką przy uchu. A moje drugie ja zawyło właśnie, jak zboczona postać z kreskówki, po czym uderzyła szczęką o podłogę, rozwijając język niczym czerwony dywan...
   - Lou? Coś się stało? Już idę... – głos Marka wyrwał mnie z transu.
   - Nie... – powiedziałem, ledwo rozpoznając swój głos. – Sorry... Chciałem... kogoś innego... – wydukałem, nie odrywając wzroku od zawstydzonej dziewczyny, stojącej dosłownie dwa kroki przede mną. – Zadzwonić do kogoś innego... – poprawiłem się. – Widzimy się później... Jutro... Tak...
   - Lou? – rzuciłem telefon na bok, nie patrząc nawet, gdzie wylądował. Pożerałem wzrokiem moją dziewczynę, odzianą tylko w króciutką i praktycznie przezroczystą, czerwoną koszulkę, wykończoną koronką. Na widok prześwitujących przez nią najbardziej skąpych majteczek jakie w życiu widziałem, normalnie zaschło mi w ustach, a język to chyba przykleił się do podniebienia. Nie mogłem się poruszyć i tylko moje serce pracowało coraz szybciej, pompując krew, która raczej nie była w tej chwili rozprowadzana równomiernie po moim organizmie. Byłem wręcz boleśnie twardy, więc najwyraźniej wszystkie żyły prowadzą do celu...
   - Boże... – jęknąłem, opadając na łóżko, przez co jęknąłem jeszcze głośniej, gdyż mój przyjaciel boleśnie zaprotestował.
   - Podoba ci się? – zbliżyła się powoli, zatrzymując się między moimi nogami. Moje ręce momentalnie do niej wystrzeliły, opadając na gładkich udach i sunąc ku jej biodrom. Zahaczyłem o gumkę majteczek.
   - Miałaś je na sobie przez cały czas? – wykrztusiłem głosem, którego nie rozpoznawałem, zsuwając je powoli i śledząc wzrokiem moje poczynania.
   - T-Tak... – głos jej zadrżał, gdy bielizna opadła na podłogę. Wyszła z niej sprawnie, cały czas hipnotyzując mnie swoim „spojrzeniem”.
   - Gdybym tylko wiedział, nie doszlibyśmy nawet do tej garderoby... – wyszeptałem karmiąc oczy tym niesamowitym widokiem.
   - To chyba dobrze, że nie wiedziałeś – zauważyłem jak jej „spojrzenie” pociemniało. – Dzięki temu mogłeś zobaczyć całość...
   - Tak... – pożerałem wzrokiem jej piersi, rozkoszując się tym, jak jej twarde sutki napierały na delikatną koronkę. – Chyba tak...